wtorek, 9 sierpnia 2011

48h lansu i baunsu

Znowu do Warszawy ją ciągnie, masochistka jakaś...


Bo jak się tak napatrzę, i potem jeszcze mi się w nocy przyśni, to tak nienawidzę...

Prosiaczek namawiał, zapraszał, że za mało jej zawracałam głowę w urodziny, no kiedy przyjedziesz, no kiedy, no przyleć... No to sru za kartę, sru na aerlingus.com, a w ostatni piątek lipca sru buty a la Rihanna do plecaka i sru na lotnisko. 




Terminal 2 o poranku. Całkiem miło, mimo, że musiałam wstać o 4:30, jest 5:30 i właśnie jem na śniadanie podłego croissanta zapijanego lurowatą latte.


07:00 GMT+1 Siadam wygodnie w miejscu mi przydzielonym, odpalam moją ukochaną zabawkę elektroniczną i zatapiam się w lekturze "Anny Kareniny" (porywające jak na razie)
11:00 GMT+2 Ląduję w Stolycy, powitanie z Prosiaczkiem i paplu-paplu w drodze na Pragę.
17:30 GMT+2 Szybka drzemka na kanapie. Odpływam na chwilę, zła na siebie, że w przedszkolu byłam taka oporna z leżakowaniem, bo teraz umiejętność spania w środku dnia byłaby jak znalazł.
19:00 GMT+2 Prosiaczek nazywa mnie śpiochem, każe wstawać i oznajmia, że pozostałe 2 Lasencje zjawią się niebawem. Robię się więc na bóstwo (z małą pomocą Prosiaczka).
21:00 GMT+2 Zjawia się Lasencja nr 1, Prosiaczek bawi się w Trinny i Susannah (tak, obie na raz).
22:00 GMT+2 Zjawia się Lasencja nr 2, snuje pikantne opowieści o tym, dlaczego powinna być gruba (haha, nie, nie powtórzę), Prosiaczek jako nadworna wizażystka sam jeszcze niegotowy, ale my wszystkie już olśniewamy. Prosiaczek w końcu też.
23:00 GMT+2 Taxi do centrum. Taksiarz jest krypto DJ-em i w drodze na ul Mazowiecką odbywamy sentymentalną podróż w lata 60. i 70. (kiedy to żadnej z nas jeszcze nawet w planach nie było). Co mi bardziej niż pasuje, bo nawet mam sukienkę jakby wyszarpaną z wehikułu czasu (foto niet, ale coś w tym stylu, tylko jeszcze bardziej kolorowe).

No własnie, foto. Wystawcie sobie, że zrobiłam zdjęć tyle, co kot napłakał, więc będzie pewna równowaga po poprzedniej notce.

23:30 GMT+2 Lądujemy w klubie o nazwie Bank. Szkoda więcej słów. Powiem tylko, że od dziś zwrot "na bank" już zawsze będzie wywoływać niepomierną grozę na mym obliczu.
00:30 GMT+2 Debata, gdzie teraz. Rozważamy sąsiednią Enklawę, ale pozostałe Lasencje wybijają mi pomysł z głowy. W końcu pada propozycja powrotu na Pragę, gdzie jest undergroundowo i w ogóle och. No, nie można było tak od razu? Ten sam taksiarz wiezie nas w drugą stronę, tym razem w duchu lat 80.

BTW, mignął mi lokal o nazwie Paryż. Paryż w Warszawie na Pradze. Nie ma w całym internecie dość dowcipnego komentarza, który dostatecznie odda zajebistość tej sytuacji.

01:00 GMT+2 Undergroundowo i w ogóle och w klubie Sen Pszczoły. Miejsca do tańczenia prawie wcale, duszno, całe 2 kible na ten ogrom ludzi (wrota do których są drzwiami od wind w blokach z Wielkiej Płyty, ale czad!), ale podoba mi się bardzo. Co jakiś czas wychodzę na zewnątrz zaczerpnąć tlenu, klnąc na przemian na moje obcasiki i ażurowe, metalowe schody, barierkę których na dodatek okupują Wielce Rozgarnięte Łosie, które komentują pełnym współczucia głosem, jak bardzo im żal pań na obcasach pokonujących owe schody. Whoa, dog!




któraś tam, późna pora, GMT+2 Jest fajnie, ale obcasy dają nam do wiwatu, więc drepczemy przy akompaniamencie to jęków boleści, to jęków zachwytu klubem, do mety Prosiaczka.

05:00 GMT+2 Lasencje zmierzają na pierwsze dzienne autobusy, Prosiaczek i ja udajemy się na zasłużony odpoczynek.

12:00 GMT+2 Śniadanie, paplu-paplu i masa słów, których takie damy jak my nawet nie powinny znać, kierowane pod adresem pogody, która się wzięła i wypięła.

13:00 GMT+2 Przeżywam Pierwszy Zawał Na Pradze. Pan idący za mną w towarzystwie kolegi, pytający, czy mam rozmienić 100 PLN, naprawdę chce rozmienić pieniądze, a nie mnie okraść. Szok trwa jeszcze ładną chwilę.

15:00 GMT+2 Wciąż w deszczu, zmierzam na spotkanie z Wybitnym Milanówkowianinem Marcinem.


Nie ma to jak być sobą w niedzielne popołudnie. Brawa dla pana w kolorowym.

16:00 GMT+2 Rozpoczynamy rajd po knajpach połączony z wyścigowym paplaniem, które swoim kalibrem rozstawia całą redakcję "Charakterów" po kątach. Nie mogę sobie odmówić różnych rzeczy, gdyż wiem już, że z tytułu koszmarnego efektu jojo to będą moje ostatnie Wakacje z Węglowodanami w tym roku i Dukan już śmieje się chytrze. Ale tym, którzy nie są spasionymi świniami, serdecznie polecam croissanta z marcepanem w Saint-Honoré.


Ten pan nie zjadł croissanta i jest szczęśliwy. Ta pani zjadła croissanta i myśli tylko o tym, jak rośnie jej dupa.

17:00 GMT+2 Knajp ciąg dalszy. Irlandzki pub okazuje się mieć tyle wspólnego z tutejszymi co ja z mercedesami (czyli nic - łiiiiii), ale i tak jest miło. 

18:00 GMT+2 Szybka konsultacja telefoniczna z Prosiaczkiem, który ma problemy natury logistycznej, spacer i psychoanaliza w deszczu kontynuują się.





Fajny pomnik, ale w pierwszym odruchu wzięłam te mapy na przedzie za sukienkę i korciło mnie, żeby zaśpiewać pewien przebój Renaty Przemyk. Nigdy nie twierdziłam, że jestem normalna.


20:00 GMT+2 Pewien znany punkt orientacyjny w okolicach Pałacu Kulturwy, Lasencje w pełnej gotowości, szybkie porozumienie z Prosiaczkiem, który już prawie wykaraskał się ze swojego problemu logistycznego. Do kina marsz!

21:00 GMT+2 Lądujemy w kinie na filmie pt. "Druhny". Żeby odreagować po undergroundowości naszego clubbingu, nawet kupujemy popcorn. Ponieważ mam na sobie nową bluzkę, a katastrofy jeszcze w ten weekend nie spowodowałam, oblewam się kawą, ale to chwalebna rana na odzieniu, bo z powodu śmiechu. Przy okazji uświadomiłam sobie, że taki ktoś jak ja nie powinien chodzić do kina w towarzystwie, bo komentarze nt. okrucieństw, jakich dopuściłabym się wobec Czarnego Charakteru nie pozostały w głowie mej. Źle, źle, źle.

23:00 GMT+2 Powrót na Pragę w strugach deszczu różnymi środkami lokomocji i opowieść o miłości w Kauflandzie.

01:00 GMT+2 Rozważania różne, czyli paplu-paplu. Plus przysmaki z Białostocczyzny. I wspomnień czar, i powrót do czasów, kiedy to mama w magiczny sposób pakowała coś, co za nic nie chciało się zmieścić z powrotem w ten sam plecak po koloniach. Chyba zaczynam zbliżać się do sprawności Mamy, ale na razie pierwszy stopień, bo spakowałam się umiejętnie tylko w jedną stronę. Za to Prosiaczek jest już level wyżej, bo wyekwipował mnie w wałówkę i sweter.

09:00 GMT+2 Jazda na lotnisko, rozważania różne.

11:00 GMT+2 Zakupy dobra narodowego w opakowaniach szklanych. Respektuj Ideały Sierpnia.

12:00 GMT+2 Uważam, że rozsiewanie zapachu gorących tostów po pokładzie samolotu w porze lunchu jest wbrew Konwencji Genewskiej i powinno być karane wieszaniem za cycki. Ale póki nie jest, poświęcę się i odciążę powonienie współpasażerów choć odrobinę.

14:00 GMT+1 Z ziemi polskiej do wioski. Dobija mnie ten gorąc, resztę dnia dekompresuję się w chłodzie sypialni. Jestem zmęczona i wypoczęta - wot, paradoks.


Do modlitwy

Ty, niewiasto, bądź błogosławiona Ciechanem Mocnym, gdy niewiasty w wyprawie na Święty Lans wspierasz i głupie filmy z nimi oglądasz.

Bądź wysławiany i ty, Wszechmocny Taksówkarzu, gdy w drodze na Święty Lans hymny stosowne przedkładasz.

Badźcie pozdrowione, o niestrudzone me Struny Głosowe, któreście tak wiele godzin rozważań różnych wytrzymały. 

Niech Bóg Imprezy sławi Bank Holiday, które wyprawy do Stolicy Lansu i Baunsu umożliwiają.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz