niedziela, 27 stycznia 2013

Językowe fiksacje 2013


Bo francuski jest too mainstream


Jak już wcześniej wspomniałam, kursy francuskiego znużyły mię potwornie. Nie wymyśliłam, jeszcze, co robić w zamian, żeby moja znajomość języka Balzaca nie zardzewiała, ale doszłam do wniosku, że póki nie wpadnę na jakiś sensowny pomysł, to zapiszę się na inny kurs językowy, a mianowicie...
kurs irlandzkiego

Gwoli ścisłości: nie Gaelic. Gaelic to wspólne określenie szkockiego i irlandzkiego, więc tutejsi określają swój język jako Irish lub Gaeilge. Co prawda Scots Gaelic jest b. podobny, ale mimo to nie identyczny. No.


Nie mam ambicji czytać poezji irlandzkiej w oryginale i dyskutować o Miltonie, przypuszczalnie nie dotrę nawet to etapu śpiewania as Gaeilge. Po prostu bywam często w miejscu, gdzie dominującym językiem jest irlandzki, więc chciałabym umieć porozumieć się na poziomie podstawowym, czyli pogadać o pogodzie, przedstawić się i powiedzieć "spierdalaj". Tylko tyle i aż tyle.
Żeby nie było: drinki umiem zamówić, i to od dawna. Barman jest tzw. Człowiekiem z Misją i mnie nauczył :D

Jak na razie jest dziwnie. Język jest generalnie podobny do niczego co znają cywilizowani ludzie. Postawowa zasada: jeżeli myślisz, że wiesz, jak dane słowo przeczytać, to masz rację - wydaje ci się.
Doszło nawet do tego, że w pewnym momencie nauczycielka NAJPIERW zaordynowała naukę zdania w trybie fonetycznym, a potem dopiero napisała je na tablicy - twierdziła, że jak zobaczymy pisownię, to wymiękniemy.
Pocieszam się, że jestem Polką i nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłabym wymówić, więc jeżeli nawet porywam się z motyką na słońce, to robię to z poziomu statku kosmicznego, a motyka jest cholernie odporna na wysokie temperatury.

Wiele razy w życiu spotykałam się z pytaniem: "po co?". "Po co studiujesz fizykę/uczysz się japońskiego/czytasz książki/chcesz znać francuski?" Pomijając całkiem oczywisty fakt istnienia nieskończonych korzyści z "zaliczania się do niektórych, a nie do wszystkich" i niebycia częścią "masy, która nie widzi dalej niż kawał kiełbasy" (tak, jasne, jestem pretensjonalna i zadufana w sobie, wypijmy za to), powód jest zawsze jeden i ten sam: bo fajnie jest uczyć się nowych rzeczy.

I nie, ten język nie jest martwy. Uwierzcie na słowo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz